×

Historia opisana przez ratownika jest wstrząsająca. Tylko Jemu zależało, by poszkodowany przeżył

Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek zadzwonić po pogotowie? Niezależnie od Twojej odpowiedzi, poznaj historię pewnego ratownika. Daje do myślenia…

Swoją historią postanowił podzielić się 24-ratownik medyczny

„Trochę tych godzin zrobiłem, ale ma się to nijak do tego, jak już siedzi się z przodu po prawej stronie. Wtedy czujesz ciężar tych decyzji, tego, że w twoich rękach jest życie i zdrowie drugiego człowieka. To już nie ćwiczenie na fantomach. Każdy błąd może pacjenta kosztować życie, a na ciebie już czeka prokurator”

Jak sam mówi, pokonał już stres, który go paraliżował, teraz jest gotowy, by pokonywać kolejne wyzwania. Jednak jak się okazuje, nie zawsze jest łatwo…

„Widzisz też krótki opis pierwszej diagnozy zebranej przez dyspozytora, np. „silny ból brzucha”. Zostaje jedynie wcisnąć na wielkim ekranie przycisk „Przyjmij” – nie możemy odrzucać wezwań (…). Przyjmując wezwanie mamy opis pacjenta, czyli płeć, ile ma lat i gdzie jest, no i trochę szerszy opis tego, co się dzieje, o ile dyspozytorowi się chce. Jeśli mu się nie chce, to mamy silny ból brzucha i heja przez miasto ratować świat. Ale tak naprawdę nigdy nie wiesz, do czego jedziesz”

Jak widać, to trudna i pełna wyzwań i poświęceń praca.

Jak mówi ratownik – „Przyjmuję. Czytam: „opadnięty kącik ust, bełkotliwa mowa, paraliż jednej strony”. No wypisz wymaluj udar. Pierwsza myśl: no świetnie, do najbliższego oddziału neurologii 80 km, czyli no jak nic 2h będziemy mieli wyjazd. Mnie to tam w sumie było obojętne, bo i tak miałem dobę, ale kierowca chciał wrócić do domu.”

Z historii jasno wynika, że po drodze ratownik i kierowca zamienili jeszcze kilka zdań o pacjencie do którego jadą. Wymienili się informacją o wieku (68 lat) i, że choruje także na nowotwór.

Jeżeli udar zostanie szybko zauważony, jest duża szansa, że wyjdzie się z niego bez większych ubytków na zdrowiu

„Według tego, co mieliśmy w wezwaniu – czyli udar – przeprowadzam szybkie badanie neurologiczne. Patrzę na kącik ust – wszystko gra. Podaję mu obie ręce, żeby mi je ścisnął – siła mięśniowa jest taka sama. Pan mówi powoli, ale bełkotliwą mową bym tego nie nazwał. (…)”

Serce pacjenta biło zdecydowanie za słabo, dlatego czuł się tak fatalnie. Ratownicy dalej pomagali pacjentowi i zdecydowali zabrać Go do szpitala. Przy każdym badaniu ratownik tylko utwierdzał się w przekonaniu, że pacjent jest mocno zaniedbany…

Córka jak i syn poszkodowanego nie byli zainteresowani stanem zdrowia swojego ojca. Przykre, ale prawdziwe…

„Zamykamy drzwi domu. Nikt nie pyta, za ile przyjechać po tatę. Informuję jak zawsze, że za około godzinę, dwie można dzwonić, przyjechać i dowiedzieć się, co się dzieje. Nikt nas nie odprowadza do karetki. Zamykamy drzwi”

Zarówno ratownik, jak i ja uważam, że takie akcje skłaniają do przemyśleń.

„Co będzie, gdy moi rodzice zaczną chorować, gdy będę musiał się nimi zająć. Niby teraz mieszkam niecałe 100 km od nich, ale co będzie, jak im się coś stanie?”

I czy będę w stanie się nimi godnie zająć?

A Ty? Jesteś w takiej sytuacji czy jeszcze o niej nie myślałeś?